czwartek, 7 stycznia 2016

Mam powody do wdzięczności

Każdego roku o tej porze Internety huczą na wieść o zbliżającym się kolejnym Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Nazwisko jej inicjatora (Jerzy Owsiak) wzbudza ogrom emocji od euforii poprzez zachwyt, podziw, spokój, niepokój, bunt, sprzeciw aż po nienawiść.
W sumie trochę to wszystko nudne, bo od wielu lat argumenty te same – zarówno z lewa jak i z prawa. I pomimo słuszności jednych oraz niesłuszności innych, efekt wszelkich walk i sporów jest zawsze taki sam – Finał się odbywa. Zastanawiające zatem, po co rok później wysnuwać te same argumenty przeciw, skoro w poprzednich latach, a  w zasadzie skoro nigdy dotąd nie poskutkowały? Możliwe jednak, że istnieje jakaś grupa ludzi, którzy mają tak silne poczucie konieczności pełnienia misji niszczenia, że skuteczność stosowanych argumentów nie ma tak naprawdę dla nich znaczenia. Liczy się tylko ilość wylanego jadu, a im więcej, tym spokojniej można żyć.
Nie chodzi mi jednak o koncentrowanie się na niesłuszności cudzych stanowisk. Nie mam zamiaru odpierać ataków, czy też niszczyć ich tą samą bronią, którą są powodowane. Wiem, że to niczego nie zmieni i gdy Ziemia zatoczy kolejny krąg, zarówno hejterzy jak i loverzy wrócą na swoje stanowiska i odpalą silniki.


Będzie zatem o rzeczywistych efektach działań Fundacji z pozytywnym symbolem w logo.
Czerwone serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - niby tylko symbol, a jednak zapada w pamięć. I dobrze. Bez względu bowiem na to, czy w całą tę akcję jakkolwiek się angażuję, ten symbol rozpoznam zawsze i wszędzie. To natomiast daje mi obraz kierunku, w jakim działania WOŚP podążają.
Te maleńkie niepozorne czerwone serduszka zaczęłam bardzo wyraźnie dostrzegać, gdy zostałam mamą. Mam je choćby w książeczkach zdrowia moich trzech córek, bo przesiewowe badania słuchu noworodków były wykonywane przy użyciu sprzętu, który został zakupiony z pieniędzy zebranych przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. 
Serduszko zdobiło również noworodkową  lampę do fototerapii, którą przez siedem dni była naświetlana jedna z moich córek. I było obecne na inkubatorach, w których miałam okazję widzieć maleńkie noworodki w tym wcześniaki, których być albo nie być zależało właśnie od tego, czy mają stworzone odpowiednie warunki do czasu aż ich ciałka nabiorą sił niezbędnych do samodzielnego bezpiecznego przebywania w świecie, bez konieczności stałego monitorowania oddechu, pracy serduszka czy mózgu.
Za każdym razem, zauważając wspomniany znaczek, czułam wdzięczność. Czuję ją również teraz, gdy to wspominam. Akcja, której działania zmierzają ku temu, aby ratować życie ludzkie, zasługuje w moim przekonaniu na poparcie. 
Corocznie WOŚP przypomina mi o tym, że mam powody do wdzięczności. Jestem przekonana, że ma je zdecydowana większość ludzi, których dzieci czy wnuki w ostatnich latach przyszły na świat w polskich szpitalach. Mają je też wszystkie osoby, które kiedykolwiek korzystały ze sprzętu medycznego zakupionego przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tutaj można sprawdzić, gdzie i jaki oddział został wyposażony ze wspomnianych środków.

Dlatego nie kupuję nienawistnych pseudoargumentów napływających z przeciwnego kierunku. Bardzo nie lubię propagandy zasianej w tym roku przez niektórych przedstawicieli aktualnego rządu. Jej klimat jest zdecydowanym zaprzeczeniem jakichkolwiek pozytywnych wartości pomimo rzekomej troski właśnie o nie.
Gdyby tak spróbować spojrzeć na coroczny Finał WOŚP nie tyle oczami plującego jadem hejtera, co właśnie z perspektywy wyznawanych wartości, to może okazać się, że jednak mamy więcej powodów do tego, żeby podziękować, niż żeby wylewać żółć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz