Każdy poród to cud. Dla mnie zawsze przeogromny, za
każdym razem inny...
I nic nie równa się z doświadczeniem tulenia do serca nowonarodzonego, lepkiego i bielutkiego od mazi płodowej, cieplutkiego, tętniącego życiem
ciałka Dziecka. To jest najcudowniejsze uczucie, jakie znam...
I nic nie równa się z doświadczeniem tulenia do serca nowonarodzonego, lepkiego i bielutkiego od mazi płodowej, cieplutkiego, tętniącego życiem
ciałka Dziecka. To jest najcudowniejsze uczucie, jakie znam...
Wspomnienie pierwsze – Narodziny Antosi 28.06.2008r.
Pamiętam ten
strumień sączących się wód płodowych. To był znak od Ciebie, że Jesteś gotowa, aby rozpocząć ostatni etap naszej wspólnej
dziewięciomiesięcznej przygody…
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że
Jesteś dziewczynką, bo chciałam zaczekać do chwili Twoich narodzin i dopiero
wtedy poznać Twoją płeć.
Niczego się
nie bałam, choć był to pierwszy poród w moim życiu. W pełni zaufałam Bogu i
własnemu ciału, które stworzył tak, abym mogła rodzić. Nie chciałam tego
doświadczenia w żaden sposób znieczulać, bo wierzę, że naturalne narodziny, to
jedna z najpiękniejszych i najważniejszych przygód w życiu człowieka, który właśnie
przychodzi na świat. Nie chciałam odbierać tego Tobie, ani sobie.
Po dziewięciu
godzinach usłyszałam Twój głos oraz jedno zdanie Położnej –
„Pani Agnieszko, ma pani Córkę”. W tamtej chwili całe moje serce zatańczyło z radości. Po chwili leżałaś na moim ciele, wtulona we mnie. Byłaś prześliczna. Cała bieluteńka i taka maleńka. Wokół było bardzo jasno, więc Twoje oczka były zamknięte. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam całą sobą, jak cudownym doznaniem jest tulenie do serca nowonarodzonego Dziecka. Tego doświadczenia z niczym nie można porównać. Czułam ogromną radość i wdzięczność. Twój Tatuś stał obok mnie i miał łzy w oczach. Wiedzieliśmy, że ta chwila na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
„Pani Agnieszko, ma pani Córkę”. W tamtej chwili całe moje serce zatańczyło z radości. Po chwili leżałaś na moim ciele, wtulona we mnie. Byłaś prześliczna. Cała bieluteńka i taka maleńka. Wokół było bardzo jasno, więc Twoje oczka były zamknięte. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam całą sobą, jak cudownym doznaniem jest tulenie do serca nowonarodzonego Dziecka. Tego doświadczenia z niczym nie można porównać. Czułam ogromną radość i wdzięczność. Twój Tatuś stał obok mnie i miał łzy w oczach. Wiedzieliśmy, że ta chwila na zawsze pozostanie w naszej pamięci.
Przyszłaś na
ten świat wczesnym rankiem, przed wschodem Słońca, wraz z dźwięcznym śpiewem porannych ptaszków, który dobiegał zza okna. Pojawiłaś się, aby zapoczątkować
w naszym życiu zupełnie nową przygodę jaką jest rodzicielstwo.
Od dzieciństwa
rozmodlona do Świętego Antoniego Padewskiego chciałam, aby to On był patronem
mojego pierwszego Dziecka. Stąd Twoje imię – Antonina.
Anthos oznacza Kwiat. Jesteś pierwszym kwiatem, jaki
zakwitnął w moim sercu i kwitnie tam do dnia dzisiejszego już na zawsze…
Dziękuję Córeczko za to, że Jesteś.
Wspomnienie drugie – Narodziny Zosi 18.02.2011r.
Pamiętam, jak
stojąc przy kuchennym blacie, nagle poczułam przepływającą przeze mnie falę oceanu. Zatrzymałam na chwilę myśli na tym wrażeniu. Po chwili
kolejna fala. Czułam przypływy i odpływy ciepłych wód, które z dziwną
regularnością wypływały ze mnie niczym fale oceanu. Wraz z jedną z nich pojawił się znany mi skurcz.
Nie miałam wówczas najmniejszych wątpliwości, że to znaki od Ciebie, że oto
rozpoczął się ostatni etap Twojej dziewięciomiesięcznej podróży na tę stronę
świata…
W pokoju
porodowym było cicho, przytulnie, panował półmrok, świeciło się jedynie małe
boczne światełko. Weszłam do ciepłej wody i przybrałam jedyną pozycję (na czworakach), w której czułam, że dam radę przetrwać bóle skurczów. Zostałam
w tej pozycji do samego końca. Intensywne skurcze były niemal przez cały czas.
W pewnym
momencie, Położna zapytała, czy chcę urodzić Cię do wody. Powiedziałam, że tak.
Zawsze o takim porodzie marzyłam.
Wszystko
przebiegało bardzo intuicyjnie. Nie było komend ani poleceń. Czułam, jak się
rodzisz, jak rodzi się Twoja główka i jak cała wypływasz ze mnie wraz z resztą
wód płodowych.
„Popatrz w dół
przed siebie” powiedziała Położna. Popatrzyłam, a pode mną, na pleckach płynęłaś Ty – maleńka, z szeroko otwartymi oczami. To było
niesamowite. Po chwili wyjęłam Cię i położyłam sobie na piersiach. Wtedy ponownie szeroko
otworzyłaś oczy i popatrzyłaś prosto w moje. Czułam wtedy, jak realizuje się
moje ogromne marzenie o „wdrukowaniu obrazu matki w pamięć dziecka i odwrotnie”, o którym pisała Jean
Liedloff w książce „W głębi kontinuum”. Nie byłoby to możliwe, gdyby w pomieszczeniu,
w którym przyszłaś na świat, świeciło się ostre światło zewsząd.
Trudno mi
dobrać odpowiednie słowa, żeby wyrazić to, co czuję i czułam wtedy.
To było niesamowite doświadczenie – niemal mistyczne. Było cicho i spokojnie. Czułam się bezpiecznie i czułam, że wydarzyło się coś pięknego – narodziny o jakich pisał Frederick Leboyer - takie, jakie powinny być – narodziny bez przemocy.
To było niesamowite doświadczenie – niemal mistyczne. Było cicho i spokojnie. Czułam się bezpiecznie i czułam, że wydarzyło się coś pięknego – narodziny o jakich pisał Frederick Leboyer - takie, jakie powinny być – narodziny bez przemocy.
Przyszłaś na
ten świat w zaledwie dwie godziny, wieczorną porą. Masz na imię tak, jak
patronka miejsca, w którym tak pięknie dane było Ci się urodzić.
Zofia znaczy Mądrość. Mnie to imię zawsze przywołuje na myśl wiosnę. Jesteś jak
wiosna w moim życiu - od pierwszej chwili swego istnienia. Dzięki Tobie
odkryłam nieznaną mi wcześniej radość macierzyństwa… Dziękuję Córeczko za to,
że Jesteś.
Wspomnienie trzecie – Narodziny Irenki 2.09.2012r.
Pamiętam ten
inny niż dotąd ucisk w brzuchu, który wprawił mnie w zamyślenie. Zupełnie inaczej
niż Twoje Siostry dałaś mi znać, że nasza dziewięciomiesięczna przygoda dobiega
końca i czas przywitać się twarzą w twarz…
W sali
porodowej cisza, spokój, przygaszone światło i pomimo dużej przestrzeni, bardzo
kameralna atmosfera, dająca poczucie bezpieczeństwa.
Cały poród
rozwijał się niezwykle łagodnie – tak, jak sobie to wcześniej wymodliłam. Zanurzyłam się w cieplutkiej
wodzie i tutaj zaczął się bardzo przyjemny czas. Odruchowo zaczęłam w wodzie
wirować biodrami, a podczas skurczów, z zamkniętymi oczami nuciłam sobie
melodie i mruczałam mruczanki. Pomyślałam wtedy, że to chyba najpiękniejszy
poród, bo taki łagodny i dzięki temu mogę być tak bardzo świadoma każdego
kolejnego etapu. W trakcie skurczów czułam też Twoje ruchy. Było mi to dotąd nieznane, bo nigdy wcześniej nie rodziłam z zachowanym pęcherzem płodowym.
Woda łagodziła
ból, ale też bardzo rozgrzewała moje ciało i Twoje tętno wzrosło. Postanowiłam
więc trochę pospacerować. Od tego momentu, jedynie pozycja pionowa – choć
fizycznie wyczerpująca – dawała mi poczucie stabilności.
Wraz z
kolejnym skurczem poczułam znajome mi rozciąganie w kroczu. Odruchowo zaczęłam
przeć i krzyczeć jednocześnie. Przy kolejnym skurczu tak samo. Przy następnym
Położna powiedziała, żebym przez chwilę tylko oddychała. Pomyślałam, że nie dam
rady, ale całą sobą spróbowałam i udało się.
I wtedy dane
mi było doświadczyć czegoś niesamowitego. Czułam, jak bez najmniejszego mojego
udziału, samodzielnie pokonujesz drogę przez kanał rodny. Czułam, że to nie ja rodzę, ale Ty się rodzisz – sama, czy tego chcę, czy nie, czy na
to pozwalam, czy też nie.
Po chwili poczułam wychodzącą główkę i wielką fizyczną ulgę, jaka
towarzyszy temu etapowi porodu. Powiedziałam: „wyszła główka”.
I wtedy to się
stało – to, na co czekałam niemal od początku. Worek owodniowy pękł i wodospad ciepłych wód płodowych z dużą siłą uderzył o podłogę. Wraz z wodami
wypłynęło całe Twoje ciałko. Dane mi było więc poznać siłę wodospadu, z jaką
potrafi na ten świat wypłynąć nowe Życie.
Widywałam na
zdjęciach i czytałam opisy porodów, w których główka dziecka rodzi się w
zachowanym worku owodniowym. Myślałam jednak, że są to tak nieliczne przypadki,
że nie ma nawet co zastanawiać się, że kiedykolwiek akurat mnie będzie dane
urodzić w ten sposób.
Popatrzyłam w
dół. Byłaś maleńka i bielutka. Gdy tylko znalazłaś się w moich dłoniach,
otworzyłaś szeroko oczy i popatrzyłaś prosto w moje. Byłam wniebowzięta.
Kolejne
narodziny bez przemocy. Poród, w którym Położna podążała za mną, odgadywała
moje potrzeby i nie mówiąc, nie pytając, spełniała je we właściwych momentach,
pozwalając mi całkowicie przejąć stery tego wydarzenia. Czułam, że to ja o
wszystkim decyduję i czułam się bardzo bezpieczna w tym miejscu i w tym toku
wydarzeń.
Przyszłaś na
ten świat wraz ze wschodem Słońca. Nie
dość, że w niedzielę, to jeszcze w czepku urodzona – w dosłownym znaczeniu tego
wyrażenia.
Pojawiłaś się w naszym życiu na
bardzo dziwnym i trudnym jego etapie – pełnym ciągłej gonitwy za czymś.
Pokochaliśmy Cię od pierwszych chwil świadomości Twego istnienia, bo głęboko wierzymy, że każde życie poczyna się w danej chwili nie bez
przyczyny i nie bez celu i sensu.
Irena znaczy Niosąca Pokój. Zostałaś nam dana po to, aby wraz z Sobą wnieść do naszego życia pokój… Dziękuję Córeczko za to, że Jesteś.
powyższa praca zatytułowana
"Moje Trzy Gracje", w październiku 2012 roku, ukazała się na wystawie
"Urodziłam Życie", zorganizowanej w Fundacji Sto Pociech w Warszawie,
przez dwie Doule - Kasię Szczepańską-Wocial i Pamelę Kucińską