W sumie trochę to wszystko nudne, bo od wielu lat argumenty
te same – zarówno z lewa jak i z prawa. I pomimo słuszności jednych oraz niesłuszności
innych, efekt wszelkich walk i sporów jest zawsze taki sam – Finał się odbywa.
Zastanawiające zatem, po co rok później wysnuwać te same argumenty przeciw,
skoro w poprzednich latach, a w zasadzie
skoro nigdy dotąd nie poskutkowały?
Możliwe jednak, że istnieje jakaś grupa ludzi, którzy mają tak silne poczucie
konieczności pełnienia misji niszczenia, że skuteczność stosowanych argumentów
nie ma tak naprawdę dla nich znaczenia. Liczy się tylko ilość wylanego jadu, a
im więcej, tym spokojniej można żyć.
Nie chodzi mi jednak o koncentrowanie się na niesłuszności
cudzych stanowisk. Nie mam zamiaru odpierać ataków, czy
też niszczyć ich tą samą bronią, którą są powodowane. Wiem, że to niczego nie
zmieni i gdy Ziemia zatoczy kolejny krąg, zarówno hejterzy jak i loverzy wrócą
na swoje stanowiska i odpalą silniki.
Będzie zatem o rzeczywistych efektach działań Fundacji z pozytywnym symbolem w logo.
Czerwone serduszko Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - niby
tylko symbol, a jednak zapada w pamięć. I dobrze. Bez względu bowiem na to, czy
w całą tę akcję jakkolwiek się angażuję, ten symbol rozpoznam zawsze i
wszędzie. To natomiast daje mi obraz kierunku, w jakim działania WOŚP podążają.
Te maleńkie niepozorne czerwone serduszka zaczęłam bardzo
wyraźnie dostrzegać, gdy zostałam mamą. Mam je choćby w książeczkach zdrowia
moich trzech córek, bo przesiewowe badania słuchu noworodków były wykonywane przy
użyciu sprzętu, który został zakupiony z pieniędzy zebranych przez Wielką
Orkiestrę Świątecznej Pomocy.
Serduszko zdobiło również noworodkową lampę do fototerapii, którą przez siedem dni
była naświetlana jedna z moich córek. I było obecne na inkubatorach, w których
miałam okazję widzieć maleńkie noworodki w tym wcześniaki, których być albo nie
być zależało właśnie od tego, czy mają stworzone odpowiednie warunki do czasu
aż ich ciałka nabiorą sił niezbędnych do samodzielnego bezpiecznego przebywania
w świecie, bez konieczności stałego monitorowania oddechu, pracy serduszka czy
mózgu.
Za każdym razem, zauważając wspomniany znaczek, czułam
wdzięczność. Czuję ją również teraz, gdy to wspominam. Akcja, której działania
zmierzają ku temu, aby ratować życie ludzkie, zasługuje w moim przekonaniu na
poparcie.
Corocznie WOŚP przypomina mi o tym, że mam powody do wdzięczności.
Jestem przekonana, że ma je zdecydowana większość ludzi, których dzieci czy
wnuki w ostatnich latach przyszły na świat w polskich szpitalach. Mają je też wszystkie osoby, które kiedykolwiek korzystały
ze sprzętu medycznego zakupionego przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej
Pomocy. Tutaj można sprawdzić, gdzie i jaki oddział został wyposażony ze
wspomnianych środków.
Gdyby tak spróbować spojrzeć na coroczny Finał WOŚP nie tyle
oczami plującego jadem hejtera, co właśnie z perspektywy wyznawanych wartości,
to może okazać się, że jednak mamy więcej powodów do tego, żeby podziękować,
niż żeby wylewać żółć.