Jeśli chce pani, żebym
to ja odbierał pani poród, to proszę do mnie zadzwonić - usłyszałam od
lekarza ginekologa.
Po tym wstępie, wiedziałam już, że nie zadzwonię. I nie
chodziło o to, że taka usługa jest płatna, bo niech sobie będzie. Chodziło o
to, że ja nie chciałam, żeby ktokolwiek odbierał mi poród…
Moim ogromnym szczęściem było to, że wszystkie moje porody
zostały przyjęte z należytym szacunkiem. Przyjęte. Nie odebrane.
Ktoś mógłby uznać, że to czepianie się słówek. Może i tak, ale
biorąc pod uwagę, że każde słówko ma jakieś znaczenie myślę, że w tym przypadku czepianie
się jest całkowicie uzasadnione. Jest ono podyktowane tylko i wyłącznie troską
o jakość narodzin i opieki okołoporodowej, a to jak sądzę wystarczająco ważna
sprawa.
Jaka jest zatem różnica między odbieraniem a przyjmowaniem? Myślę, że najlepszą odpowiedzią są wspomnienia, które wyniosła kobieta z sali porodowej. Jeśli czuła się tam odarta ze swej godności, traktowana przedmiotowo czy wręcz poniżana, to oczywiste jest, że jej poród został odebrany, a wraz z nim jej samoocena, poczucie własnej wartości i cała kobieca moc, z którą weszła do sali porodowej.
Kiedy kobieta opowiadając o swoim porodzie, niemal rozkwita w
oczach rozmówców i wyraźnie widać, że czuje się spełniona w tym doświadczeniu,
to znak, że jej poród został przyjęty.
Są różne podejścia do pracy na bloku porodowym. Można
odbierać porody z nastawieniem na pełnienie zawodowych obowiązków, ale można
też je przyjmować i czuć się zaszczyconą uczestnicząc w procesie narodzin
dziecka i matki.
Kobieta, której poród został przyjęty, mogła podczas
poszczególnych jego etapów robić to, czego chciało jej ciało, a na koniec
cieszyć się bliskością maleństwa - tym ważnym pierwszym dotykiem. Tej, która
musiała słuchać bezdusznych poleceń personelu oraz/lub została na koniec
pozbawiona prawa do przytulenia maleństwa, tej poród odebrano.
Współczuję wszystkim kobietom, które pozbawia się dobrych
doświadczeń poprzez nieuzasadnione, w pośpiechu podejmowane działania typu
mierzenie, ważenie, odciąganie mazi płodowej z noska i ust dziecka, szczepienie
itp. Jeśli dziecko nie wymaga reanimacji i samodzielnie zaczęło oddychać, to te
wszystkie czynności nie mają najmniejszego uzasadnienia. Nie wolno też kobiecie
i dziecku odbierać prawa do pierwszego karmienia, na które jest czas właśnie
bezpośrednio po narodzinach
W 2011 roku, Fundacja Rodzić po ludzku zorganizowała akcję
społeczną pod hasłem „Pozwólcie nam się przywitać”. Apelowano w niej o
zaniechanie zbędnych czynności medycznych bezpośrednio po porodzie na rzecz
kontaktu skóra do skóry przez przynajmniej dwie godziny. Mam wrażenie, że
pomimo upływu czasu, nadal są miejsca, do których ten apel chyba nie dotarł. Bo
jak uzasadnić zabieranie dziecka od matki tylko dlatego, że trzeba zeszyć
popękane lub nacięte krocze? Ten zabieg można wykonać, gdy dziecko leży na
matczynych piersiach. Tak było choćby w moim przypadku – nie odbierano mi
dzieci na czas szycia krocza. Na stronie innej akcji Fundacji Rodzić po ludzku można znaleźć
opisy porodówek, w których na czas szycia krocza lub z innych powodów (niekoniecznie uzasadnionych) dziecko jest zabierane od
matki po czasie zdecydowanie krótszym niż dwie godziny.
Śmiem twierdzić, że ten moment, ta chwila, kiedy maleńkie,
cieplutkie, lepkie od mazi płodowej, bielusieńkie i całe tętniące życiem
maleństwo, ląduje na piersiach mamy, to najcudowniejsza chwila w życiu, z którą
trudno cokolwiek porównać. To, co
wzajemnie przeżywają matka i dziecko w tym momencie, jest z mojego punktu
widzenia wydarzeniem ze sfery sacrum i jedyne, co należy wówczas zrobić, to
nisko pokłonić się i celebrować tę chwilę, bo dla matki i jej dziecka jest ona
święta.
Bardzo wyraźnie poczułam to, uczestnicząc w porodzie jako
doula. Gdy zauważyłam jak główka wyłania się z kanału rodnego, a następnie
spojrzałam w oczy rodzącemu się maleństwu, gdy widziałam, jak wychodzi ono na
świat, był to moment, w którym – dosłownie – czas na chwilę zatrzymał się i
wokół zapanowała cisza. Czułam, jak kolana same uginają się pode mną z ogromu
wdzięczności, która przepełniała moje serce. Było to doświadczenie niemal
mistyczne. Jednocześnie przez cały ten czas byłam w pełni obecna w swoim ciele
i umyśle, bez najmniejszych problemów wypełniając swoje zadania douli.
Myślę zatem, że da się pogodzić odpowiedzialność zawodową z
jednoczesnym celebrowaniem narodzin tak, aby nie zaniedbać żadnego z tych
elementów i przyjąć poród zamiast go odbierać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz